Maciek zapukała do pięknie zdobionych drzwi. Nikt nie otworzył. Zapukał powtórnie lecz tym razem mocniej. Po chwili sterczenia na mrozie usłyszał tak dobrze znany mu głos:
- Już!!! Pali się, czy co?!-
Drzwi otworzyły się i ujrzał tam swojego najlepszego
przyjaciela. Momentalnie na twarzy Maćka pojawił się uśmiech, ale w tym
uśmiechu było coś nie tak… Coś z poczucia winy… Ale Kuba zdawał się tego nie
zauważyć. Chyba był ślepy… Widać to przecież było na kilometr…
Po sekundzie
ciszy odezwał się gospodarz:
-No stary właź do środka!- zawołał z uśmiechem Kuba.
Wszedł powoli do oświetlonego przedpokoju. Był on… Bardzo
szykowny. Gdzieniegdzie można było zauważyć wiszące na ścianie zdjęcia. Owe
zdjęcia przedstawiały jego mamę, tatę, jego samego…
Powiesił płaszcz
na stojak, ściągnął buty i wszedł do kuchni.
- Może się czegoś napijesz- zapytał Kuba- Lemoniada, sok, a
może herbata?
- Poproszę sok- odpowiedział-
Podszedł do kredensu i wyciągnął z niego karton z napojem.
Wyciągnął szklankę i nalał gościowi i sobie trochę soku. Kuba usiadł
naprzeciwko Maćka. Zapadła nie zręczna cisza… Chyba pierwszy raz w ich
długoletniej przyjaźni…
Maciek raz po
raz otwierał usta, jakby chciał cos powiedzieć, ale zaraz je zamykał… Kuba albo
był ślepy albo to ignorował…
Gdy minęło parę
minut, które dla nich trwały całą wieczność, odezwał się Kuba:
- Co tam u ciebie? Dawno ciebie tutaj nie było- w jego
głosie można było dosłyszeć nutkę żalu.
- Wiesz- odpowiedział lekko zachrypniętym głosem- musiałem
się uczyć do klasówki. I w ogóle czasu nie było.
- Ty i uczenie się!?- zapytał z niedowierzaniem- TY?! O
Matko Jedyna co się z tobą dzieję?-
Maciek popatrzył chwilę na przyjaciela. Na chwilę odwrócił
wzrok i znów spojrzał na Kubę. Tak.. Jego zachowanie było co najmniej dziwne…
- Nie tak nie może być- wybuchnął gość. Kuba popatrzył na
niego z zaskoczeniem- Maciek muszę ci się do czegoś przyznać- wyszeptał
odwracając wzrok.
- Ale.. Do czego? Maciek, o co chodzi?- wystraszył się nie
na żarty.
Maciek popatrzył na niego nie pewnie, po czym nabrał
powietrza do płuc i wypuścił je z łoskotem.
- Mimo wszystko co ci teraz powiem musisz mi obiecać, że nie
zniszczy to naszej przyjaźni!- powiedział- Obiecaj!!
Kuba nadal przestraszony pokiwał głową. O co tu chodzi?
- A więc dobrze.- powiedział już nieco spokojniejszy- Nie
wiem jak to się stało- wpatrywał się w swoją szklankę- Chciałem pomóc.
Naprawdę. Dopiero teraz zrozumiałem co tak naprawdę zrobiłem- podniósł głowę, a
jego twarzy można było zobaczyć ból i cierpienie.-Stary, wepchnąłem ci się do
życia… Wiem jak bardzo kochasz Tosię, więc postanowiłem ci pomóc.- Wciągnął
powietrze po czym za świstem i je wypuścił- Postanowiłem napisać do niej
liścik. Wiesz od takiego Nieznośnego Wielbiciela. Nie wie kto to napisał i
dobrze. Ten liścik miał być w twoim imieniu.
Kuba popatrzył na niego z niedowierzaniem. Był pewny, że
Maciek zaraz wybuchnie śmiechem i krzyknie „Prima Aprilis”, lecz nic takiego
się nie stało. Nie był zły. Po prostu czuł wielką pustkę w sercu. Był załamany
i zawiedziony.
- Nie wiem jak mogłeś to zrobić? Myślałem, że jesteśmy
przyjaciółmi- Maciek był pewny, że o wiele bardziej wolałby gdyby jego
przyjaciel krzyczał, niż mówił z takim spokojem i opanowaniem.- Bardzo się na
Tobie zawiodłem.-
- Chciałem tylko pomóc- zaczął się usprawiedliwiać- Nic
innego. Naprawdę-
- Pomóc?! Pomóc?!- zaczął podnosić głos- Ty chyba nie wiesz
co to znaczy!-
- Przepraszam.-wyszeptał.
-Wiesz gdzie Se możesz włożyć te przeprosiny?!-
Milczał… Czekał,
aż Kuba się uspokoi. Znał go jak nikt inny. Tyle lat przyjaźni ma być zniszczone przez jedna dziewczynę? Nie to nie może się tak skończyć-
pomyślał- Muszę coś
z tym zrobić!!!
-
Kuba… Naprawdę jest mi okropnie
przykro, ale chcę ci powiedzieć, że prawdziwy przyjaciel powinien wybaczyć-
wstał podszedł do wieszaka założył płaszcz. Jeszcze raz spojrzał na swojego
przyjaciela. Wiedział, że teraz nic nie zdziała. Musi poczekać… Odwrócił się i
wyszedł na mroźne powietrze…
- Tosia, możemy
pogadać- zapytała się Hania. Od dostania listu od „Nieznośnego Wielbiciel”
minęła trzy dni.- Patrz co mam- wskazała na kubki gorącej czekolady-
Tosia położyła się na brzuchu biorąc kubek i zapytała:
- O czym?-
- O tym liście.- odpowiedziała, a Tosia westchnęła.
- Ale po co?-
- Chcę go po prostu zobaczyć- wytłumaczyła się.
- No dobrze- sięgnęła do stolika obok i wyciągnęła z niego
kopertę- Masz- podała go swojej siostrze.
Hania przeczytała go parę razy i westchnęła. Tak bardzo
martwiła się o Tosię…Po chwili ciszy odezwała się Hania:
- Martwię się o ciebie- powiedziała biorąc łyk czekolady-
Normalnie to byś się śmiała do łez, a ty cały czas chodzisz zamyślona i
wzdychasz. Co się z tobą dzieję?- zapytała.
- Hanka, do jasnej ciasnej nic się ze mną nie dzieje!!!-
podniosła głos.
- Po prostu się o ciebie martwię- usprawiedliwiła się-
- Ale po co?- zapytała.- Przecież naprawdę nic się ze mną
nie dzieje- zaśmiała się trochę nerwowo.
- Po co?! Po co?! Bo jesteś moją siostrą, którą cholernie
kocham!!!- krzyknęła.- A ty jak głupia nie dajesz sobie pomóc- wstała i wyszła.
Tosia poczuła
wyrzuty sumienia. Przecież Hania nic nie zrobiła, chciała tylko pomóc…
Jestem cholernie
głupia!!!- wykrzyknęła w myślach.
Wstała i wybiegła z pokoju. W domu nikogo nie było oprócz jej i Hani.
Poszła na balkon. Zauważyła tam swoja siostrę, stojącą, zapłakaną i wpatrującą
się gwiazdy… Wzięła bluzę i podeszła Hani i założyła na nią ową odzież. Nie
chciała aby chodziła przez nią zapłakana. Podjęła próbę i powiedział:
- Hania?-
Nic.
- Hania?- wciągnęła
powietrze do płuc- bardzo ciebie przepraszam. Zachowałam się samolubnie i egoistycznie.
Przepraszam-
Nic.
- Przyjaciel powinien
wybaczyć- szepnęła-
Hania odwróciła się do Tosi
i rzuciła jej się na szyje nadal lekko łkając. Antonina pogłaskała ja po
plecach.
- Haniu chodzimy stąd.
Jeszcze się przeziębisz- powiedziała.
Wstały i skierowały się do
drzwi; weszły do swojego pokoju. Usiadły na łóżkach i zaczęły rozmawiać:
- Tosia?
- Hmmmm?
- Naprawdę nie domyślasz się
kto wysłał ci ten liścik?
- Nie Haniu. Naprawdę nie
wiem.- odpowiedziała szczerze-
- A może to był… O wiem! Noszczyk.
Wiesz Mikołaj Noszczyk.- zaproponowała-
- Ten od którego tak
strasznie capi?- skrzywiła się z niesmakiem- Nie to na bank nie on.-
powiedziała z przekonaniem.
- No to może Bartosiewicz?-
zapytała-
- Nie! Przecież on ,mnie nie
znosi. I zresztą z wzajemnością- odpowiedziała z przekonaniem.
- Drewicz Kacper?-
- Też nie-
- No to może Kuba Brzozowski-
zaproponowała
Na to Tosia wybuchła
śmiechem:
- Nie to na bank nie on. Przecież
się przyjaźnimy. Tylko i wyłącznie przyjaźnimy- stwierdziła i znów się roześmiała.Jednak
Hania zamyśliła się. Dlaczego nie on? Przecież widzę jak on na nią patrzy! Z
zamyślenia wyrwał ja głos Tosi:
- Haniu?- zapytała-
- Tak?-
- Cieszę się, że cię mam.-
stwierdziła i przytuliła siostrę. Hania nie odpowiedziała tylko się
uśmiechnęła. Dla takich chwil warto żyć… Dla takich chwil warto mieć siostrę bliźniaczkę…
Gadały jeszcze godzinę. O ważniejszych jak i
mniej ważnych sprawach. Gdy Tosia już zasnęła, Hania zastanawiała się nad owym
tajemniczym liściku. Postanowiła, że jutro z nim porozmawia. Tak jutro to zdecydowanie
dobry dzień, aby pogadać z Kubą Brzozowskim… Hania poczuła, że powoli oddaje się snu,
którego tak bardzo potrzebowała…